Sekretna laguna, gejzery i PostURINN
A może jednak następnym przystankiem nie będzie Geysir? Nasza internetowa mapka z ciepłymi źródłami podpowiada nam, że po drodze na gejzery mamy jeszcze dwa ciekawe miejsca. Sympatycznie byłoby jeszcze szybko wymoczyć kuperek. Przyjemność może być podwójna, bo dziś jest dość chłodno. Do wyboru jest sekretna laguna i Hrunalaug. Teoretycznie mamy koordynaty GPS, więc przy odrobinie szczęścia poleżymy w ciepłej wodzie.
Na zdjęciu z hotpota sekretna laguna wygląda bardzo i zachęcająco a do tego dość obszernie. Sporo miejsca na kąpiel a malownicze ruiny jakiegoś domku dodają uroku temu miejscu.
– O, będzie gdzie się przebrać – cieszymy się…
Zgodnie wybieramy “lagunę”. Skręcamy z głównej i kręcimy wedle wskazówek GPS’a. Jedziemy jakimiś bocznymi dróżkami. W pewnym momencie słyszę westchnienie Artura.
– Coś mi się wydaje, że ta sekretna laguna nie jest aż tak sekretna.
– Dlaczego? – pytam zdziwiony. – Spójrz co jedzie za nami.
Obracam się i widzę wielki autobus po brzegi wypełniony turystami. Autobus jedzie dokładnie tą samą trasą co my i jak zauważył Artur, od pewnego czasu wręcz podąża naszym śladem. Już na samą myśl o kąpieli wraz z całą watahą nierozgarniętych turystów, przechodzi mi ochota na kąpiel. Dojeżdżamy do sporego parkingu, na którym wyprzedza nas upakowana po brzegi busa chmara turystów. Tu kończą się nasze GPSowe namiary. Z parkingu jednak nie widać ciepłego źródła. W oddali (tam gdzie udali się turyści) są jakieś budynki, a na wprost nas chyba szklarnie. Laguny nie dostrzegamy. Rozglądamy się, czy można to jakoś obejść i czy jest jakaś darmowa część. Niestety nic z tego. Szukam w Internetach jakiś dodatkowych informacji. Poza tym, że jest to komercyjne, nie znajduję niczego co by nas satysfakcjonowało. Olewamy super “sekretną” lagunę i jedziemy na poszukiwania Hrunalaug.
W kilka minut znajdujemy się dokładnie w miejscu wskazanym przez hotpoticeland.com. Niestety i tym razem nie mamy szczęścia. Na horyzoncie jest szczere pole i droga w stronę jakiejś wioski, lecz bez żadnego punktu zaczepienia. Niczego co mogło by być ciepłym źródłem, albo chociaż jakieś wzniesienie za którym owe źródło mogłoby się schować. Znów szukam w Internecie informacji. Tym razem trafiam na blog, z którego dowiaduję się, że Hrunalaug jest dewastowane przez turystów. Podobno dowozili im autobusami całe rzesze turystów. Dlatego właściciele terenu zastanawiali się, czy nie wynająć buldożera i nie zrównać miejsce z ziemią. Hmmm może już zasypali? Przy drodze jest coś rozkopane. Może to było właśnie nasze ciepłe źródło? Trudno… Jak nie ma, to nie ma. Jedziemy dalej na gejzery. [*Po fakcie, czyli już w domu odkryłem, że nasze namiary były do bani. Byliśmy ok 3km od celu. Nic dziwnego, że nie udało się nam znaleźć źródełka.]
Są znaki na “gejzery”. Jest też parking, a właściwie to nawet kilka parkingów. Wow. Wcześniej wydawało mi się, że jest sporo turystów. Byłem w błędzie. Przy gejzerach jest ich jeszcze więcej. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak tu wygląda w sezonie. Z trudem znajdujemy miejsce dla naszego Jeepka i ruszamy podziwiać naturalne ciepłe fontanny.
Pierwszy ku uciesze naszych oczu “tryskający” w górę gejzer, który dostrzegamy nosi szumne miano “litli-geysir”. Woda “strzela” na jakieś… 5cm. Cytując znajomych Słowaków, aż ciśnie się na usta, że jest “mały, ale szykowny”. Choć myślę, że może być niebezpieczny, bo tabliczki ostrzegają, że temperatura sięga 100°C.
A tak na poważnie, to kawałek dalej jest Strokkur, czyli w tej chwili największy czynny gejzer na Islandii. Mówię, że w tej chwili, bo zmienia się to od czasu do czasu. Podobno w zależności od trzęsień ziemi. Jak porządnie zatrzęsie, to może się to zmienić. Kilkakrotnie podziwiamy słupy gorącej wody i pary wystrzeliwane na kilkanaście metrów w górę. Nie przesadzę, jeśli powiem, że robi wrażenie i warto odczekać te kilkanaście minut. Jest bardzo zimno, więc nie sterczymy zbyt długo. Wspinamy się na pobliskie wzniesienie, by się nieco rozgrzać. Podziwiamy widoki, strzelamy parę fotek i wracamy w stronę ciepłego autka.
Po drodze zaciekawia nas jeszcze pewna tajemnicza czerwona skrzynka. Co prawda widnieje napis „PostURINN”, ale chyba wrzuca się tam jedynie pocztówki i zwykłe listy. Choć, któż do wie? Co kraj, to obyczaj. Nie deliberujemy jednak nad tym tematem zbyt długo, bo naszą uwagę przyciąga kilka typowo islandzkich samochodów zaparkowanych niedaleko wspomnianej zagadkowej skrzynki. Trochę już przemarznięci, szybko pstrykamy fotki i wskakujemy do naszego autka nieco się ogrzać.
Nasz kolejny przystanek to Gullfoss. Jak podpowiada wikipedia…
MAPY:
Seljavellir
Skógafoss
Seljandsfoss
Geysir
Strokkur
Gullfoss
Brak komentarzy