Tym razem zaczyna się bez przygód. Co prawda Easyjet wystartował z opóźnieniem, ale nie ma to większego znaczenia na całokształt wyprawy.
Jak zwykle nie mam wielkiego planu. Bilet w dwie strony i tyle. Jedyną różnicą w porównaniu do moich poprzednich podróży jest to, że tym razem wynajęliśmy samochód. Fakt „my”, to też coś nowego. Wyjątkowo nie jadę sam, lecz z kolegą, co jest chyba główną atrakcją całej wycieczki.

Artur

Nie widzieliśmy się hmmm… jakąś dekadę, a znamy się z czasów mojej „antropologicznej” wyprawy na Wyspy Brytyjskie. W ciągu tygodnia przejechaliśmy stopem z Brighton do Lands End i z powrotem. Wyposażeni byliśmy jedynie w śpiwory, niewiele gotówki, za to dużo dobrego humoru i niepohamowaną żądzę odkrycia nowych miejsc.

Kilka miesięcy temu skontaktowała się ze mną Ania, żona Artura. Zaproponowała bardzo wyjątkowy prezent urodzinowy dla swojego męża – wycieczkę na Islandię ze mną, lecz… bez niej. Obaj tzn. ja i Artur odkąd pamiętam, chcieliśmy wybrać się na tę wyspę. Stąd ten pomysł. Powiem szczerze, że od razu bardzo spodobała mi się ta propozycja, tym bardziej, że nie widziałem się z Arturem szmat czasu. Oprócz tego równie długo, jeśli nie dłużej, przekładałem wyprawę na Islandię. Powiem szczerze, że zaimponowała mi również żona Artura. Która z żon moich znajomych zrobiłaby podobny prezent swojemu mężowi, wysyłając go na ponad tygodniową wycieczkę z kolegą? Niesamowita żona! Może nawet dołożę się do luksusowego SPA dla niej w ramach podziękowania;)? Zobaczymy.
Artur do swoich urodzin o niczym nie wiedział. My w tym czasie kupiliśmy bilety w dwie strony…


Początek przygody

Z mojej strony mniej więcej na tym pozostało. Tzn. na kupnie biletów. Powinienem się lepiej przygotować, ale jakoś jak zwykle pozostawiam większość przypadkowi. Lubię wiedzieć, że jeśli mi się spodoba, a nie uda mi się zobaczyć wielu interesujących miejsc, to tam jeszcze wrócę, bo mam, co zwiedzać… Zobaczymy jak będzie tym razem.

Na razie nie ma przygód z samolotem (tak jak to było np. w przypadku lotu do Urugwaju, gdzie najpierw wziąłem nieaktualny paszport i musiałem przebukować lot na następny dzień, a potem w Londynie prawie przegapiłem samolot). Dziś, co prawda Easyjet wystartował z opóźnieniem, ale nie ma wielkich emocji. Trochę emocji miałem jak zdałem sobie sprawę, że zapomniałem paszportu. Na szczęście przed wyjściem przeczytałem jeszcze moją „checklistę” i włożyłem do plecaka (chyba) wszystko co trzeba.

Islandia

Na lotnisku ma na mnie czekać Robert, znajomy znajomego (też Roberta). Bardzo miło z jego strony. Na Islandii mieszka bardzo dużo Polaków.

Keflavik, Robert, Krzysiek

Robert przyjechał po mnie tak jak się umówiliśmy. Bardzo sympatyczny. Miło się rozmawia… Najpierw jedziemy do polskiego sklepu. Rzeczywiście Islandia jest opanowana przez rodaków. Można tu kupić krówki, krakowską suchą i mnóstwo innych polskich produktów, których szczerze mówiąc nawet nie znam. Robert chce kupić jakieś słodycze dla syna. Niestety nie ma tego, czego szuka.

Jedziemy dalej. Tym razem po Krzyśka, dobrego kolegę Roberta. Krzysiek jest znawcą Islandii, więc będę miał okazję wieczorem dopytać się o interesujące miejsca. Mija dość sporo czasu i w końcu docieramy do domu. Milena, żona Roberta nie jest zbyt zadowolona, ponieważ cały ten czas czekała na nas z jedzeniem… Dowiaduję się, że według planu mieliśmy przyjechać prosto do domu, a zahaczyliśmy przecież o Krzyśka… Tak to już jest z tymi facetami…

Jedzenie jest przepyszne: karminadle, kartofle i sałatka. Mniam mniam… Sytuacja się uspokaja i mamy chwilkę, aby porozmawiać. Niestety nie zbyt wiele, bo Milena idzie do pracy na nocną zmianę. Przed wyjściem daje mi jeszcze butlę z gazem, ciepłą kołdrę i całą masę przewodników… Złoci ludzie. cdn…

Mapy: